Obudziłam
się wcześnie rano. Słońce jeszcze całkowicie nie wzeszło, a więc niebo było
spowite różową poświatą. Przekręciłam się na drugi bok. Myślałam o tym, jak to
będzie w tym roku. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Gdyby moimi
najlepszymi przyjaciółmi byli inni Krukoni, to może byłabym spokojniejsza.
Przyjaźnię się jednak z dwoma niezbyt normalnymi Gryfonami i z równie
niespokojną Krukonką, cudownym i niespotykanym wyjątkiem, który zawsze będzie
osobą, która rozumie mnie najlepiej.
Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się
po pokoju. Dzieliłam go z Lindsay, ale także z bliźniaczkami Amelią i Heleną
Foster, które niezbyt za nami przepadały.
Nasz pokój był dość duży. Obok drzwi
wejściowych znajdowało się łóżko Lindsay. Naprzeciwko niego, między dwoma
ogromnymi oknami stało moje wraz z całym moim dobytkiem, który zabrałam ze sobą
do Hogwartu. Po mojej prawej znajdowały się łóżka bliźniaczek ustawione prostopadle
do naszych. Z kolei po mojej lewej i naprzeciwko łóżek bliźniaczek była
łazienka, którą musiałyśmy niestety dzielić we cztery.
Wszystkie jeszcze spały, więc
stwierdziłam, że pójdę do łazienki. Już w pierwszej klasie Hogwartu
ustaliłyśmy, że rano ja wchodzę pierwsza, druga wchodzi Helena,
trzecia Amelia, a Lindsay ostatnia. Nie chcąc, więc wszystkiego opóźniać
weszłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi. Spojrzałam w lustro. Trochę
znudził mi się mój wygląd. Dzisiaj będę mieć włosy za pas. Niech zazdroszczą.
Reszta mi całkiem odpowiadała. Bardzo, bardzo rzadko zmieniałam kolor oczu, czy
kształt nosa. Jedynie włosy dość szybko mi się nudziły.
Po skończeniu wszystkich porannych
czynności wyszłam z łazienki. Dziewczyny już były na nogach. Nie chciało mi się
czekać, aż Lindsay się ogarnie, więc wyszłam z pokoju i poszłam do Wielkiej
Sali na śniadanie. Już za pierwszym zakrętem humor mi się zepsuł. Widok dwóch
Puchonek – Holly Bennett i Erin Scott. Holly miała wąskie biodra i szerokie
ramiona. Długie czarne włosy spływały falami po jej plecach, ale jasne, piwne
oczy zdawały się być chłodniejsze i bardziej podłe, niż oczy Virginii Gray –
najokropniejszej nauczycielki w całym Hogwarcie, uczącej Starożytnych Runów.
Erin Scott miała włosy dłuższe niż Holly, ale w kolorze blond. Jej oczy, mimo
że piwne, to mdłe i niewyraziste. Bez temperamentu. Oczy Erin kontrastowały z
jej dość nerwową i burzliwą naturą. Obie dziewczyny charakteryzowała
sprawiedliwość, która częściej była bezwzględnym egoizmem, niżeli
obiektywizmem.
Spiorunowały
mnie nienawistnym wzrokiem, który miał mnie chyba przyprawić o dreszcze. No
cóż… Wywołał u mnie jedynie szeroki uśmiech. Zaśmiałam się głośno, uniosłam
głowę i ominęłam je demonstracyjnie.
Wszystkiemu
przypatrywali się James i Zack. Byli lekko rozbawieni, ale się nie śmiali.
Tylko uśmiechali i kręcili głowami opierając się o ścianę. Stali tak z niedbale
zawiązanymi krawatami i gustownie rozwianymi szatami, co chwilę mierzwiąc sobie
włosy. Nawyk ten wszedł w krew również Zackowi. Dziewczyny rozbierały ich
wzrokiem i umyślnie ciągle coś upuszczały i przewracały się w nadzieli, że
któryś z nich pomoże im wstać. Żaden jednak do tego się nie kwapił. James i
Zack zdawali się nie zauważać takich prymitywnych prób podrywu. Śmiali się
jedynie, kiedy dziewczyny uwieszały się im na szyjach, dotykały włosów,
poprawiały szaty, a raz nawet widziałam jak jakaś dziewczyna próbowała zapiąć
Jamesowi rozporek, wmawiając wszystkim, że naprawdę nie był zapięty. Było to
dla mnie żenujące do granic możliwości.
- Dzień dobry, Chloe. – powiedział
Zack, zniżając swój głos jak to tylko było możliwe, aby wydawał się bardziej
męski. Kiedy tak robił wydawał się chorze atrakcyjny, a kiedy tak nie robił
obrzydliwie kochany.
- Przestań – powiedział James,
którego z nieokreślonego powodu rozpierała duma – Jesteś żałosny, kiedy tak
robisz.
- Ty, robisz, czy nie robisz. Zawsze
jesteś żałosny. – powiedział i uśmiechnął się do niego.
- Ehh… zamknij się. – powiedział i
machnął ręką James, po czym objął mnie w talii – Cześć, Kochanie… - mruknął.
Patrzyłam
się na niego unosząc jedną brew.
- Mocniejszy jointcik się trafił? –
zapytałam.
Nic
mi nie odpowiedział. Zaśmiał się i poczochrał moje włosy.
We
trójkę poszliśmy do Wielkiej Sali. Nauczyciele zajęli już swoje miejsca przy
stołach i zdawali się nie zauważać codziennie panującego w Sali gwaru.
Usiadłam
przy stole dla Krukonów. Wkrótce dołączyła do mnie Lindsay. Zjadłyśmy śniadanie
wymieniając zdobyte o poranku informacje i czytając Proroka Codziennego.
- Jak widzę felietony Rity Sceeter,
to się we mnie gotuje! – syknęłam do Lindsay – Widziałaś to? – rzuciłam jej pod
nos gazetę otworzoną na stronie z kontrowersyjnym artykułem – Czy ty widzisz
ten nagłówek?!
- „Dzieci Harry’ego Pottera
podlejsze niż myślisz” – przeczytała na głos i krzywo się uśmiechnęła – Wiesz,
co do Jamesa, to nawet pra…
- Oh, zamknij się… - powiedziałam i
zrobiłam zbolałą minę – Nie mów, że James jest podły, czy zarozumiały. James
jest w Gryffindorze, a Gryffindor to sama brawura i lans. – zauważyłam
Zaśmiała
się i zaczęła czytać dalej. Śledziłam tekst wraz z nią.
Harry
James Potter, jedyny w swoim rodzaju czarodziej, który przezwyciężył siły
czarnej magii i pokonał legendarnego czarnoksiężnika – Lorda Voldemorta oraz
jego okrutne oddziały śmierciożerców. Ale czy jego dzieci pójdą w ślady
ojca? Czy może staną się hogwarckimi okrutnikami? Na razie bliżej im do opcji
numer dwa.
Otóż, jak wiadomo Prorokowi, dzieci Harry’ego Pottera
oraz Ginny Potter już dawno spoczęły na laurach. Obnoszą się potęgą
utalentowanych rodziców i przodków z najznamienitszych rodów czarodziejskich.
„Najgorszy jest James” – skarżą się nam dwie Puchonki z
roku najstarszego syna Potterów.
Popatrzyłyśmy
z Lindsay na siebie i jednocześnie rzekłyśmy:
- Herin.
Mówiłyśmy
tak na Holly i Erin, bo w drugiej klasie Dominique przyłapała je na całowaniu w
szkolnej łazience. Później znalazły sobie chłopaków i plotka o ich homoseksualnej
naturze się rozeszła, ale dla nas pozostaną jako Herin już na zawsze.
Dziewczęta opowiedziały nam,
jak to pan Potter traktuje swoich rówieśników.
„Jest niemożliwy! Cały czas wszystkim dogryza, miota
zaklęcia w każdego, kto go uraził, a kobiety traktuje przedmiotowo!”
Możemy tylko wywnioskować, że
James Syriusz Potter nie jest przykładnym kolegą, a już na pewno nie jest
dobrym kandydatem na partnera.
Uczennice klasy
owutemów nie stroniły również od uwag na temat młodszego brata Jamesa – Albusa
Severusa Pottera.
„Wciąż obnosi się tym, że
jest najlepszym szukającym w Hogwarcie. Szczyci się swoimi imionami, które
dostał po dwóch legendarnych dyrektorach Hogwartu. Jest przewrażliwionym i
słabym dzieckiem, krzywdzonym przez brata.”
Puchonki opowiedziały nam też co nieco o najmłodszej z
rodzeństwa – Lily Lunie Potter.
„Najprawdopodobniej arogancka
i bezczelna jak jej bracia. To będzie jej pierwszy rok w Hogwarcie, a my już
drżymy ze strachu…”
Podsumowując, dzieci rodziny Potterów są postrachem murów
Hogwartu, nie znają granic w obrażaniu i dołowaniu innych uczniów, a do tego
uważają się za lepszych od pozostałych. Z takimi trudno dojść do porozumienia.
Życzymy więc szczęścia uczniom i nauczycielom Hogwartu, aby trudne charaktery
dzieci Potterów nie dały im się we znaki.
Pozdrawiamy też kochane
Puchonki, które raczyły udzielić nam odpowiedzi na kilka pytań wczoraj na
dworcu numer 9 i ¾.
Czułam
wstręt do tej złośliwej kreatury. Nie dość, że sama zmyśla w swoich artykułach,
to jeszcze zatrzymuje uczniów na jakieś wywiady przed odjazdem do Hogwartu. Prorokowi
Codziennemu przydałaby się osoba, która panowałaby nad wszystkim, co pisze
Rita.
Spojrzałam na stół Gryfonów. James i
Zack zanosili się ze śmiechu czytając Proroka Codziennego. Zapewne natrafili
już na stronę z felietonem Rity Sceeter. Jedni uczniowie patrzyli na nich z
rozbawieniem, inni z odrazą. Pewnie uwierzyli w to, co pisze Rita, jakby sami
ich nie znali. Rzeczywiście, James bywał czasem arogancki, ale to tylko na
potrzeby bycia buntownikiem.
Albus również nie przejął się zbytnio
artykułem, bo czytał go kręcąc głową, a w kąciku jego ust igrał ironiczny
uśmiech.
Zdawkowe traktowanie krytyki ze
strony prasy nie trzymało się jednak małej Lily, która ze łzami w oczach
podbiegła do Jamesa i wskoczyła mu na kolana. Ten objął ją i zaczął pocieszać.
Przez damską część widowni całego zajścia przetoczyło się głośne rozczulone „Oo…”.
Chociaż sama muszę przyznać, że James pocieszający małą naprawdę wyglądał
niesamowicie. Rozbawiony Zack tylko przewracał oczami.
Cała sytuacja nie mogła umknąć
uwadze pedagogów. Profesor Longbottom, nauczyciel zielarstwa i opiekun
Gryfonów, podszedł natychmiast do Jamesa i jego siostry, aby ją uspokoić.
Zadzwonił dzwonek oznajmujący, iż
czas wybrać się do klas na lekcje. Na szczęście pierwsze jest Mugolznawstwo,
więc będę mieć czas, aby dowiedzieć się, co James sądzi o tym wszystkim.
Zostałam poinformowana jednak już w
drodze na zajęcia. Szłam między Lindsay, a Jamesem.
- Mogła sobie odpuścić moją siostrę!
– syczał James – Mnie i Albusowi to zwisa, co piszą o nas w Proroku, bo to nie
pierwsza taka akcja ze Sceeter, ale moja siostra… Przecież ona ma dopiero
jedenaście lat! Miałem nadzieję, że przynajmniej przez kilka miesięcy uda jej
się unikać docinek od zazdrosnych o ojca znajomych. Nigdy w życiu nie
przypuszczałbym, że Rita Sceeter jest taką podłą…
- Tak, my też nie wiedzieliśmy, że
jest, aż tak okropna. – przerwałam mu, nie chcąc, żeby kalał moje uszy
wulgaryzmami.
- Tak mi szkoda Lily… - żalił się
James – Jak kurwa można tak pisać o małym dziecku?!
Tym
razem nie udało mi się powstrzymać go od przekleństw. Na szczęście gwar
zagłuszył piękną wiązankę, którą uraczył uszy najbliżej stojącego przy nim
Zacka. Zack był pod wrażeniem umiejętności wyrażania dobitnie swoich myśli, co
James właśnie mu to pięknie zaprezentował.
Przez całe Mugolznawstwo James siedział
jak na szpilkach. Był podenerwowany i wyglądał jakby za chwilę miał wybuchnąć.
Nagle sięgnął do torby z książkami i wyjął czysty kawałek pergaminu.
Nagryzmolił coś na nim i podsunął mi pod nos. „Hogsmeade. Dzisiaj o osiemnastej. Bezdyskusyjnie i nieodwołalnie.” Mimowolnie uśmiechnęłam się do
siebie, a on widząc moją reakcję też się uśmiechnął.
- Tylko idiota by dyskutował. –
powiedziałam do Jamesa i uśmiechnęłam się łobuzersko.
- Turner! – wrzasnęła Briggs –
Widzę, że się rwiesz do odpowiedzi. W takim razie, proszę bardzo. Jak nazywa
się mugolski ośrodek opieki nad małymi dziećmi?
Zrobiłam
minę, która wyrażała „mam to gdzieś” i odpyskowałam:
- Skąd mam wiedzieć. Nie byłam przez
wakacje u mugoli na wykarmieniu.
James,
Zack i Lindsay parsknęli śmiechem. Reszta klasy miała grobowe miny i strach w
oczach. Każdy wiedział, że z Briggs nie ma żartów. Mimo to, czułam się jakby
wokół mnie siedziała banda dzieciaków, które czekają na reakcję mamy, po zbiciu
jej ulubionego wazonu.
- Minus dziesięć punktów dla
Ravenclawu. – wycedziła Briggs.
Przez
klasę przetoczył się dźwięk dezaprobaty. No tak, odjęte punkty to cios dla
Krukonów.
- A odpowiedź na pytanie brzmi –
przedszkole. – powiedziała z udawanym uśmiechem, po czym wróciła do prowadzenia
lekcji.
- No, no, no… - śmiał się Zack –
Jeszcze trochę i przejdziesz do historii Ravenclawu jako Urodzona Buntowniczka.
- Daj spokój. Nie powiesz mi chyba,
że to co zrobiłam zasługuje na miano nieposłusznego. – powiedziałam unosząc
jedną brew – To nawet nie zasługuje na odjęcie tych punktów, które dla
niektórych są jak tlen…
Spiorunowałam
spojrzeniem tyły głów Krukonów. Siedziałam bowiem w ostatniej ławce, a nikt nie
odważył się odwrócić wzroku od Briggs.
Lekcja
ciągnęła się w nieskończoność. Przysunęłam się do Zacka i oparłam głowę na jego
ramieniu. Na ten widok James poruszył znacząco brwiami, patrząc na Zacka. Nie
zwróciłam na to uwagi i Zack też to chyba zignorował, bo objął mnie ramieniem.
Kiedy Briggs zauważyła nasze zainteresowanie lekcją, zainterweniowała:
- Parker! Czy mógłbyś łaskawie zdjąć
dłoń z biodra panny Turner i skupić się na treści, którą bezskutecznie próbuję
nałożyć ci do głowy już od ponad sześć lat?!
- To trzeba było zacząć uczyć, a nie
nakładać, bo nakładać to można…
- Szlaban! – wrzasnęła czerwona na
twarzy Briggs – Wyjdź z klasy i skieruj się prosto do profesora Longbottoma!
- Jak sobie pani życzy, pani
profesor. – powiedział i pocałował mnie w policzek tak mocno, żeby cmoknięcie
mogła dosłyszeć z lekka już pewnie przygłucha Briggs.
Zack
opuścił demonstracyjnie klasę. Wielu uczniów płakało ze śmiechu. Nawet Krukoni
byli rozbawieni. Wszystko przez żart Zacka. A Zack, jak Zack – od podtekstów
erotycznych nie stronił.
Do
końca lekcji zostało jeszcze piętnaście minut, więc postanowiłam komentować w
myślach ubiór Briggs. Była średniego wzrostu, męskiej budowy ciała. Bordowe
włosy z kilkucentymetrowymi siwymi odrostami dawały okropny efekt w połączeniu
ze swetrem w pomarańczowo – zielone kropy. Mały zadarty nos, wystający
podbródek i wybałuszone brązowe oczy nie czyniły jej urodziwą.
W
końcu zadzwonił dzwonek. Napawałam się jego dźwiękiem, który kojarzył mi się z
wolnością. Wyszłam na korytarz w towarzystwie Lindsay i Jamesa. Zack czekał na
nas na ławce nieopodal klasy.
- Muszę iść do Briggs zapytać się
o szczegóły szlabanu. – powiedział rozbawiony Zack i zniknął za zakrętem.
W
oddali majaczyła sylwetka Scorpiusa. Na jego widok Lindsay zapiszczała z radości
i rzuciła się pędem w tamtą stronę. Zamknęłam oczy i pokręciłam głową ze
zbolałą miną. Co za wstyd…
James oczywiście zanosił się ze
śmiechu, ale widząc, że tylko mnie dołuje natychmiast przestał.
- Głowa do góry, Chloe. – powiedział
James i szturchnął mnie w ramię – Przecież nie będzie z nim chodzić wiecznie.
On ma czternaście lat, a ona niedługo będzie szukała pracy.
Może
i miał racje. Chyba nie warto było sobie zaprzątać myśli związkiem Lindsay. Mam
nadzieję, że to nie potrwa długo…
Z ulgą zakończyliśmy kilkugodzinną
męczarnię. Siedziałam na błoniach z Jamesem i Zackiem wygrzewając się we wrześniowym
słońcu. Lindsay za to spacerowała brzegiem jeziora ze Scorpiusem. W oddali
widzieliśmy Albusa zręcznie popisującego się swoimi umiejętnościami w łapaniu
znicza.
- Czemu ty nie zostałeś szukającym? –
zapytałam Jamesa – Przecież masz równie dobry refleks, co on.
James
przewrócił oczami.
- Odpowiem ci po raz setny – nie kręci
mnie uganianie się w powietrzu za złotą kulką. Nie lubię quidditcha. –
wyrecytował – Skup się lepiej na tym, że idziemy dzisiaj do Hogsmeade po
Ognistą Whiskey. Robimy dzisiaj imprezę powitalną w Gryffindorze. A ty –
powiedział z naciskiem – nocujesz w naszym dormitorium. Niech o tym Rita
napisze…
Zastanawia mnie jak to jest, że Skeeter nadal pracuje dla Proroka. Ogólnie fajny rozdział. Życzę weny.
OdpowiedzUsuń/Rose
Dla mnie samej to jest trochę niezrozumiałe, ale J.K. Rowling przecież napisała taki niby artykuł Rity Sceeter, w którym ta opisała Mistrzostwa Quidditcha, gdzie pojawił się Harry Potter, Ron Weasley, ich dzieci i reszta, więc wzorowałam się na tym :D
UsuńNo i dziękuję :*
Też racja
UsuńNakładać to można czapkę na łeb! Jestem pewna, że właśnie to miał na myśli Zack, a to Chloe, bezbożniczka (doniczka XDDD) myślała o czymś innym. Swoją drogą sam Zack jest dla mnie najciekawszą postacią w opowiadaniu, w związku z czym mam nadzieję, że rozwiniesz jego wątek. Rozdział, jak zwykle z resztą udany. Czekam na kolejne i pozdrawiam Cię ciepło. :);*
OdpowiedzUsuńZdecydowanie ^^ Zack jest najlepszy <3
UsuńMi sie bardzo podobalo, czekam na dalszy ciag, który pojawi sie niebawem mam przynajmniej nadzieję ;3
OdpowiedzUsuńMyślę, że w ten weekend coś dodam :)
Usuń