poniedziałek, 28 marca 2016

Rozdział 7. Grzeczna dziewczynka.

            - Nie ma mowy! – Krzyknęłam.
            - Och, jesteś w Ravenclawie! Nie udawaj Gryfonki!
            - To że jestem w Ravenclawie nie oznacza, że mam zachowywać się jak nieporadna niemota!           
- Idziemy do McGonagall!
- To nie jest powód do niepokojenia dyrekcji!
- Skoro rzucanie przez uczniów Zaklęć Niewybaczalnych nie jest powodem, to co nim jest?!
- Coś poważnego, James.
- Mam cię zgwałcić, żebyś miała poważny powód?!

Zamilkłam na ułamek sekundy, a w mojej głowie pojawił się obraz wczorajszej rozmowy z Zackiem. On też musiał zwrócić uwagę na słowa niczego nie świadomego Jamesa, bo poruszył się niespokojnie.

            - Nigdzie nie idę! – Powtórzyłam.
            - Owszem. Idziesz. – Najeżył się James, a nie mogąc znieść mojego oślego uporu zwrócił się do Zacka – Powiedz jej coś…
            - Chloe… Wydaje mi się, że użycie wobec ciebie Cruciatusa jest wystarczającym powodem, by wywalić Lindsay z Hogwartu. Pójdź z nami do McGonagall. To rozsądna dyrektorka i na pewno…
            - Nawet moja matka tak mi nie matkuje – warknęłam do Zacka, ale po chwili tego pożałowałam. 

Zack jest bardzo wrażliwą osobą, a po zajściach wczorajszego wieczora stoi na skraju wytrzymałości. Każde słowo kierowane do niego powinno być najpierw przemyślane, a ja tak po prostu powiedziałam mu, żeby się zamknął.

            - Chloe… - Zaczął James.
            - Powtórzę ci po raz kolejny. Nie. Pójdę. Do. DYREKTORKI!!!
            - Dlaczego?!
            - Bo oni tylko na to czekają!
            - A czy ty jakbyś rzuciła na kogoś Zaklęcie Niewybaczalne, to byś czekała aż ktoś o tym doniesie?!
            - Nie rozważam takiej perspektywy, bo ja nigdy bym tego nie zrobiła!

James pokręcił głową ze zbolałą miną. W międzyczasie odchrząknęłam, bo od krzyku dostałam chrypy.

            - Więc co twoim zdaniem powinniśmy zrobić? – Zapytał James.
            - Nic. Udawać, że wszystko jest jak dawniej i…
            - Aha, czyli teraz wrócisz do swojego pokoju i padniesz Lindsay w ramiona, a od jutra z powrotem będziecie najlepszymi przyjaciółkami? – Przerwał mi James głosem przesyconym ironią.
            - Daj mi skończyć. – Upomniałam go. – Nie mam zamiaru przyjaźnić się z Lindsay. Będę ją traktować… jak powietrze! Ludzie zauważą, że się pokłóciłyśmy i nic poza tym. Co więcej, ich banda… musimy wymyślić im jakąś nazwę…  znacznie się wyluzuje, gdy tylko zobaczą, że na nich nie donosimy. Pokażemy im dzięki temu, że sami możemy sobie poradzić z takimi… osobami, a jednocześnie uśpimy ich czujność.

            Po skończeniu wypowiedzi czekałam w napięciu na reakcję chłopaków. James patrzył w skupieniu gdzieś w odległy punkt pokoju, a Zack nerwowo bawił się rogiem śnieżnobiałej pościeli. W końcu odezwał się skołowany James:

            - Zack, co o tym myślisz? Mnie się wydaje, że to jest chore, ale ma pewien popieprzony sens.
            - Jestem w stanie go ostatecznie zaakceptować, ale pod jednym warunkiem…
            - Słucham.
            - Pod żadnym pozorem nie zgadzam się, abyś nadal mieszkała w swoim dormitorium.
            - To niby gdzie twoim zdaniem mam spać? – Zapytałam siląc się na cierpliwość, ale takie bezsensowne układy naprawdę źle działały na moje zszargane nerwy.
            - Tutaj – rzucił, jakby to było nadzwyczaj oczywiste.
            - I wy uważacie, że moje pomysły są chore, a ten jest okej, tak?!
            - Owszem, tak właśnie uważamy. – Powiedział James, stając w obronie Zacka.
            - Oczywiście! Bo to przecież nic dziwnego, że Krukonka wychodzi z męskiego dormitorium Gryffindoru i nikogo też nie dziwi, że nie pojawia się w swojej wieży! Nie no, normalka!
            - Możesz przecież nosić pelerynę – niewidkę, albo rzucać Zaklęcie Kameleona… - Powiedział James wyraźnie zmęczony dyskusją.
            - Oprócz Lindsay mieszkam jeszcze z bliźniaczkami!
            - Które nieustannie ryją nosami po książkach – zadrwił. – Daruj sobie te wymówki. Bliźniaczki… Jak im tam? Foster? Mniejsza… One nic nie zauważą, a nawet jeśli, to i tak nikomu nie powiedzą.
            - Okej, załóżmy, że się nie mylisz – westchnęłam. – W takim razie gdzie mam, do cholery, spać?
            - I tutaj jest mały problem. – uśmiechnął się krzywo James – Nie wiem, czy ci się spodoba, ale od dzisiaj śpisz z Zackiem.

            Po rozmowie z chłopakami położyłam się w łóżku Jamesa, ponieważ on poszedł do Izby Pamięci, by odbębnić szlaban zadany mu przez Gray. Zacka czekało pomaganie Filchowi od czternastej do dwudziestej drugiej. Z kolei mnie kochana pani profesor zadała bliżej nieokreślone prace w Zakazanym Lesie od dwudziestej drugiej do szóstej rano.

            Z taką właśnie pesymistyczną myślą obudziłam się następnego dnia. Przetarłam oczy i usiadłam na łóżku. Drzwi do łazienki były otwarte, a w środku stał Zack, goląc się.

            - Wydaje mi się, że twoja delikatna buźka nie nadaje się jeszcze do tak ostrej żyletki – zaśmiałam się.
            - Jak się zatnę, to będziesz zlizywać krew.
            - Okej. Będę się modlić, żebyś golił tylko swój dziewiczy wąsik.
            - Jesteś niemożliwa – powiedział wciąż patrząc w lustro.
            - Podasz mi ubrania?
            - Sama nie możesz ich wziąć?
            - Jestem w samej bieliźnie!
            - Ja też!
            - Zack…
            - Przestań jęczeć. Co będę miał jak ci je podam?
            - Ee… będziesz mógł mi uprać te brudne?
            - Tak! Zawsze o tym marzyłem! – Krzyknął sarkastycznie. – Dobra, masz i daj mi spokój.

Zack wyszedł z łazienki, poczym rzucił mi czyste ubrania na łóżko.

            - Dziękuję! – Krzyknęłam za nim, gdy zamykał drzwi.
            - Czekam na rekompensatę – mrugnął, wychylając głowę z łazienki.

            Pospiesznie się ubrałam i uprzątnęłam cokolwiek. Mieszkanie z chłopakami zapowiadało się naprawę obrzydliwie. Skoro taki syf mają jedni z przystojniejszych chłopców w szkole, to co mają pozostali?

            - Okej, jest ósma. – Poinformował mnie Zack wychodząc z łazienki – Idziemy na śniadanie.
            - Ja też muszę iść do łazienki.
            - Ty? Po co? – zdziwił się – Nie możesz użyć tych buzujących, magicznych hormonów i zamienić się w ładną?
            - Po pierwsze, to tak nie działa. Po drugie, cham.
           
            Po śniadaniu siedziałam z Zackiem w Pokoju Życzeń. Zawsze gdy przychodziliśmy tutaj, aby porozmawiać na osobności – niekoniecznie o ważnych rzeczach – Pokój Życzeń przybierał wygląd czegoś na kształt sypialni.

            Pośrodku stało wielkie, okrągłe białe łoże, na którym pełno było poduszek. To tyle. Pokój oświetlany był kulami wyczarowywanymi przez nas zawsze, gdy tu przychodziliśmy. Dzięki temu w pomieszczeniu panował półmrok.

            - Czuję się jakby była noc – przyznałam. – Za każdym razem, gdy tu jesteśmy. Niezależnie od godziny.

Leżałam na wznak patrząc w sufit. Widziałam kątem oka, że Zack uważnie mi się przygląda. Tak jakby chciał mnie zrekonstruować w razie, gdyby ktoś mnie zabił i poćwiartował.

            - O czy myślisz? – Zapytał Zack z nieprzenikniony wyrazem twarzy.
            - Myślę o tym, że przez tę całą sytuację zaczyna mi siadać psychika – odpowiedziałam przykładając dłoń do czoła.
            - Potrzebujesz spokoju.

Ujął moją dłoń, a w jego oczach dostrzegłam troskę. Mimo że się uśmiechał, jego oczy wciąż pozostawały smutne, przygaszone.

            - Nie lubię spokoju – odrzekłam siadając i jednocześnie zabierając swoją dłoń w rąk Zacka. – Lubię imprezy. Chcę jakąś zorganizować.

Ze zdumienia zamrugał oczami. Ale po chwili na jego twarzy znowu zagościł ten sam troskliwy uśmiech.

            - Tobie naprawdę siada psychika, Chloe – powiedział i ponownie pochwycił moją dłoń.

            A ja ją ponownie zabrałam.

            - Potrzebuję rozrywki, Zack. Zrób to dla mnie proszę…

Usiadłam na nim tak, że moje nogi znajdowały się obok jego bioder. Zarzuciłam mu ręce na szyję. Wydawał się speszony i zarumienił się. Zignorowałam to.

            - Zack… - prosiłam go.

Przytulałam się do niego, obiecałam, że będę na siebie uważać, pozwolę się pilnować, nie będę go odstępowała choćby na krok, że będę go słuchała, że będę jego grzeczną dziewczynką, że…

            - Będziesz moją grzeczną dziewczynką? – Zamruczał mi do ucha, delikatnie je całując.
            - Nie, Zack! – zaszlochałam i z powrotem opadłam na łóżko - Ja chcę się uchlać! Ja po prostu chcę poczuć jak Ognista Whiskey pali mi gardło, a następnego dnia delektować się tępym bólem kaca! Pozwól mi…
            - Posłuchaj, Chloe – pociągnął mnie za ręce, posadził naprzeciwko siebie i ujął twarz w dłonie. – Nie zaczniesz przez to pić…
            - Zack, ja nie mam depresji! – Przerwałam mu i go odepchnęłam. – Ja chcę tylko na chwilę zapomnieć, że najlepsza przyjaciółka mnie zdradziła!

Nie wytrzymałam. Wybuchłam płaczem.

            Zack w jednej chwili przytulił mnie do siebie i zaczął powtarzać, że wszystko będzie dobrze. Kiedy się uspokoiłam i znowu przed nim usiadłam zauważyłam, że ma na szacie mokrą od łez plamę.

            - Przepraszam – szepnęłam i pociągnęłam nosem.

Uśmiechnął się troskliwie.

            - Nie przepraszaj. To nic. – Po raz trzeci dzisiaj ujął moją dłoń – Proszę, nie zabieraj jej tym razem. – Skinęłam głową. – Nie będę przeciągał, bo za chwilę powinienem iść do Filcha, ale muszę ci coś teraz powiedzieć. Pamiętaj, zawsze możesz na mnie liczyć. Nigdy cię nie wyśmieję. Nigdy na ciebie nie doniosę. Uwierz, że rozumiem cię jak nikt inny. Chcę dla ciebie jak najlepiej. Jeśli naprawdę potrzebujesz rozrywki, to urządzimy tę imprezę. Nie istnieje rzecz, której bym dla ciebie nie zrobił. Musisz mi jednak obiecać, że będziesz mi mówić o wszystkim i przysięgnij, że nie narazisz się na niebezpieczeństwo. Nigdy.

Gdy skończył mówić westchnął i zapytał:

            - Obiecujesz?
            - Zack...
            - Obiecujesz? – powtórzył z nieco większym naciskiem.
Westchnęłam.
            - Tak, Zack. Obiecuję.

Jeszcze raz jego oblicze wypełniło się nieprzemierzoną troską. Wstał z łóżka i nachylił się, by pocałować mnie w czoło.


            - Moja grzeczna dziewczynka.