niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 2. Artykuł Rity Sceeter.



Obudziłam się wcześnie rano. Słońce jeszcze całkowicie nie wzeszło, a więc niebo było spowite różową poświatą. Przekręciłam się na drugi bok. Myślałam o tym, jak to będzie w tym roku. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Gdyby moimi najlepszymi przyjaciółmi byli inni Krukoni, to może byłabym spokojniejsza. Przyjaźnię się jednak z dwoma niezbyt normalnymi Gryfonami i z równie niespokojną Krukonką, cudownym i niespotykanym wyjątkiem, który zawsze będzie osobą, która rozumie mnie najlepiej.

            Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Dzieliłam go z Lindsay, ale także z bliźniaczkami Amelią i Heleną Foster, które niezbyt za nami przepadały.

            Nasz pokój był dość duży. Obok drzwi wejściowych znajdowało się łóżko Lindsay. Naprzeciwko niego, między dwoma ogromnymi oknami stało moje wraz z całym moim dobytkiem, który zabrałam ze sobą do Hogwartu. Po mojej prawej znajdowały się łóżka bliźniaczek ustawione prostopadle do naszych. Z kolei po mojej lewej i naprzeciwko łóżek bliźniaczek była łazienka, którą musiałyśmy niestety dzielić we cztery.

            Wszystkie jeszcze spały, więc stwierdziłam, że pójdę do łazienki. Już w pierwszej klasie Hogwartu ustaliłyśmy, że rano ja wchodzę pierwsza, druga wchodzi Helena, trzecia Amelia, a Lindsay ostatnia. Nie chcąc, więc wszystkiego opóźniać weszłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi. Spojrzałam w lustro. Trochę znudził mi się mój wygląd. Dzisiaj będę mieć włosy za pas. Niech zazdroszczą. Reszta mi całkiem odpowiadała. Bardzo, bardzo rzadko zmieniałam kolor oczu, czy kształt nosa. Jedynie włosy dość szybko mi się nudziły. 

            Po skończeniu wszystkich porannych czynności wyszłam z łazienki. Dziewczyny już były na nogach. Nie chciało mi się czekać, aż Lindsay się ogarnie, więc wyszłam z pokoju i poszłam do Wielkiej Sali na śniadanie. Już za pierwszym zakrętem humor mi się zepsuł. Widok dwóch Puchonek – Holly Bennett i Erin Scott. Holly miała wąskie biodra i szerokie ramiona. Długie czarne włosy spływały falami po jej plecach, ale jasne, piwne oczy zdawały się być chłodniejsze i bardziej podłe, niż oczy Virginii Gray – najokropniejszej nauczycielki w całym Hogwarcie, uczącej Starożytnych Runów. Erin Scott miała włosy dłuższe niż Holly, ale w kolorze blond. Jej oczy, mimo że piwne, to mdłe i niewyraziste. Bez temperamentu. Oczy Erin kontrastowały z jej dość nerwową i burzliwą naturą. Obie dziewczyny charakteryzowała sprawiedliwość, która częściej była bezwzględnym egoizmem, niżeli obiektywizmem.
Spiorunowały mnie nienawistnym wzrokiem, który miał mnie chyba przyprawić o dreszcze. No cóż… Wywołał u mnie jedynie szeroki uśmiech. Zaśmiałam się głośno, uniosłam głowę i ominęłam je demonstracyjnie.

              Wszystkiemu przypatrywali się James i Zack. Byli lekko rozbawieni, ale się nie śmiali. Tylko uśmiechali i kręcili głowami opierając się o ścianę. Stali tak z niedbale zawiązanymi krawatami i gustownie rozwianymi szatami, co chwilę mierzwiąc sobie włosy. Nawyk ten wszedł w krew również Zackowi. Dziewczyny rozbierały ich wzrokiem i umyślnie ciągle coś upuszczały i przewracały się w nadzieli, że któryś z nich pomoże im wstać. Żaden jednak do tego się nie kwapił. James i Zack zdawali się nie zauważać takich prymitywnych prób podrywu. Śmiali się jedynie, kiedy dziewczyny uwieszały się im na szyjach, dotykały włosów, poprawiały szaty, a raz nawet widziałam jak jakaś dziewczyna próbowała zapiąć Jamesowi rozporek, wmawiając wszystkim, że naprawdę nie był zapięty. Było to dla mnie żenujące do granic możliwości.

            - Dzień dobry, Chloe. – powiedział Zack, zniżając swój głos jak to tylko było możliwe, aby wydawał się bardziej męski. Kiedy tak robił wydawał się chorze atrakcyjny, a kiedy tak nie robił obrzydliwie kochany.
            - Przestań – powiedział James, którego z nieokreślonego powodu rozpierała duma – Jesteś żałosny, kiedy tak robisz.
            - Ty, robisz, czy nie robisz. Zawsze jesteś żałosny. – powiedział i uśmiechnął się do niego.
            - Ehh… zamknij się. – powiedział i machnął ręką James, po czym objął mnie w talii – Cześć, Kochanie… - mruknął.

Patrzyłam się na niego unosząc jedną brew.

            - Mocniejszy jointcik się trafił? – zapytałam.

Nic mi nie odpowiedział. Zaśmiał się i poczochrał moje włosy.

We trójkę poszliśmy do Wielkiej Sali. Nauczyciele zajęli już swoje miejsca przy stołach i zdawali się nie zauważać codziennie panującego w Sali gwaru.

Usiadłam przy stole dla Krukonów. Wkrótce dołączyła do mnie Lindsay. Zjadłyśmy śniadanie wymieniając zdobyte o poranku informacje i czytając Proroka Codziennego.

            - Jak widzę felietony Rity Sceeter, to się we mnie gotuje! – syknęłam do Lindsay – Widziałaś to? – rzuciłam jej pod nos gazetę otworzoną na stronie z kontrowersyjnym artykułem – Czy ty widzisz ten nagłówek?!
            - „Dzieci Harry’ego Pottera podlejsze niż myślisz” – przeczytała na głos i krzywo się uśmiechnęła – Wiesz, co do Jamesa, to nawet pra…
            - Oh, zamknij się… - powiedziałam i zrobiłam zbolałą minę – Nie mów, że James jest podły, czy zarozumiały. James jest w Gryffindorze, a Gryffindor to sama brawura i lans. – zauważyłam

Zaśmiała się i zaczęła czytać dalej. Śledziłam tekst wraz z nią.

            Harry James Potter, jedyny w swoim rodzaju czarodziej, który przezwyciężył siły czarnej magii i pokonał legendarnego czarnoksiężnika – Lorda Voldemorta oraz jego okrutne oddziały śmierciożerców. Ale czy jego dzieci pójdą w ślady ojca? Czy może staną się hogwarckimi okrutnikami? Na razie bliżej im do opcji numer dwa.

            Otóż, jak wiadomo Prorokowi, dzieci Harry’ego Pottera oraz Ginny Potter już dawno spoczęły na laurach. Obnoszą się potęgą utalentowanych rodziców i przodków z najznamienitszych rodów czarodziejskich.

            „Najgorszy jest James” – skarżą się nam dwie Puchonki z roku najstarszego syna Potterów.

Popatrzyłyśmy z Lindsay na siebie i jednocześnie rzekłyśmy:
            - Herin.

Mówiłyśmy tak na Holly i Erin, bo w drugiej klasie Dominique przyłapała je na całowaniu w szkolnej łazience. Później znalazły sobie chłopaków i plotka o ich homoseksualnej naturze się rozeszła, ale dla nas pozostaną jako Herin już na zawsze.

Dziewczęta opowiedziały nam, jak to pan Potter traktuje swoich rówieśników.

            „Jest niemożliwy! Cały czas wszystkim dogryza, miota zaklęcia w każdego, kto go uraził, a kobiety traktuje przedmiotowo!”

Możemy tylko wywnioskować, że James Syriusz Potter nie jest przykładnym kolegą, a już na pewno nie jest dobrym kandydatem na partnera.

Uczennice klasy owutemów nie stroniły również od uwag na temat młodszego brata Jamesa – Albusa Severusa Pottera.

„Wciąż obnosi się tym, że jest najlepszym szukającym w Hogwarcie. Szczyci się swoimi imionami, które dostał po dwóch legendarnych dyrektorach Hogwartu. Jest przewrażliwionym i słabym dzieckiem, krzywdzonym przez brata.”

            Puchonki opowiedziały nam też co nieco o najmłodszej z rodzeństwa – Lily Lunie Potter.

„Najprawdopodobniej arogancka i bezczelna jak jej bracia. To będzie jej pierwszy rok w Hogwarcie, a my już drżymy ze strachu…”

            Podsumowując, dzieci rodziny Potterów są postrachem murów Hogwartu, nie znają granic w obrażaniu i dołowaniu innych uczniów, a do tego uważają się za lepszych od pozostałych. Z takimi trudno dojść do porozumienia. Życzymy więc szczęścia uczniom i nauczycielom Hogwartu, aby trudne charaktery dzieci Potterów nie dały im się we znaki.

Pozdrawiamy też kochane Puchonki, które raczyły udzielić nam odpowiedzi na kilka pytań wczoraj na dworcu numer 9 i ¾.

Czułam wstręt do tej złośliwej kreatury. Nie dość, że sama zmyśla w swoich artykułach, to jeszcze zatrzymuje uczniów na jakieś wywiady przed odjazdem do Hogwartu. Prorokowi Codziennemu przydałaby się osoba, która panowałaby nad wszystkim, co pisze Rita.

            Spojrzałam na stół Gryfonów. James i Zack zanosili się ze śmiechu czytając Proroka Codziennego. Zapewne natrafili już na stronę z felietonem Rity Sceeter. Jedni uczniowie patrzyli na nich z rozbawieniem, inni z odrazą. Pewnie uwierzyli w to, co pisze Rita, jakby sami ich nie znali. Rzeczywiście, James bywał czasem arogancki, ale to tylko na potrzeby bycia buntownikiem.

            Albus również nie przejął się zbytnio artykułem, bo czytał go kręcąc głową, a w kąciku jego ust igrał ironiczny uśmiech.

            Zdawkowe traktowanie krytyki ze strony prasy nie trzymało się jednak małej Lily, która ze łzami w oczach podbiegła do Jamesa i wskoczyła mu na kolana. Ten objął ją i zaczął pocieszać. Przez damską część widowni całego zajścia przetoczyło się głośne rozczulone „Oo…”. Chociaż sama muszę przyznać, że James pocieszający małą naprawdę wyglądał niesamowicie. Rozbawiony Zack tylko przewracał oczami.

            Cała sytuacja nie mogła umknąć uwadze pedagogów. Profesor Longbottom, nauczyciel zielarstwa i opiekun Gryfonów, podszedł natychmiast do Jamesa i jego siostry, aby ją uspokoić.

            Zadzwonił dzwonek oznajmujący, iż czas wybrać się do klas na lekcje. Na szczęście pierwsze jest Mugolznawstwo, więc będę mieć czas, aby dowiedzieć się, co James sądzi o tym wszystkim.

            Zostałam poinformowana jednak już w drodze na zajęcia. Szłam między Lindsay, a Jamesem.

            - Mogła sobie odpuścić moją siostrę! – syczał James – Mnie i Albusowi to zwisa, co piszą o nas w Proroku, bo to nie pierwsza taka akcja ze Sceeter, ale moja siostra… Przecież ona ma dopiero jedenaście lat! Miałem nadzieję, że przynajmniej przez kilka miesięcy uda jej się unikać docinek od zazdrosnych o ojca znajomych. Nigdy w życiu nie przypuszczałbym, że Rita Sceeter jest taką podłą…
            - Tak, my też nie wiedzieliśmy, że jest, aż tak okropna. – przerwałam mu, nie chcąc, żeby kalał moje uszy wulgaryzmami.
            - Tak mi szkoda Lily… - żalił się James – Jak kurwa można tak pisać o małym dziecku?!

Tym razem nie udało mi się powstrzymać go od przekleństw. Na szczęście gwar zagłuszył piękną wiązankę, którą uraczył uszy najbliżej stojącego przy nim Zacka. Zack był pod wrażeniem umiejętności wyrażania dobitnie swoich myśli, co James właśnie mu to pięknie zaprezentował.

            Przez całe Mugolznawstwo James siedział jak na szpilkach. Był podenerwowany i wyglądał jakby za chwilę miał wybuchnąć. Nagle sięgnął do torby z książkami i wyjął czysty kawałek pergaminu. Nagryzmolił coś na nim i podsunął mi pod nos. „Hogsmeade. Dzisiaj o osiemnastej. Bezdyskusyjnie i nieodwołalnie.” Mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie, a on widząc moją reakcję też się uśmiechnął.
            - Tylko idiota by dyskutował. – powiedziałam do Jamesa i uśmiechnęłam się łobuzersko.
            - Turner! – wrzasnęła Briggs – Widzę, że się rwiesz do odpowiedzi. W takim razie, proszę bardzo. Jak nazywa się mugolski ośrodek opieki nad małymi dziećmi?

Zrobiłam minę, która wyrażała „mam to gdzieś” i odpyskowałam:
            - Skąd mam wiedzieć. Nie byłam przez wakacje u mugoli na wykarmieniu.

James, Zack i Lindsay parsknęli śmiechem. Reszta klasy miała grobowe miny i strach w oczach. Każdy wiedział, że z Briggs nie ma żartów. Mimo to, czułam się jakby wokół mnie siedziała banda dzieciaków, które czekają na reakcję mamy, po zbiciu jej ulubionego wazonu. 

            - Minus dziesięć punktów dla Ravenclawu. – wycedziła Briggs.

Przez klasę przetoczył się dźwięk dezaprobaty. No tak, odjęte punkty to cios dla Krukonów.

            - A odpowiedź na pytanie brzmi – przedszkole. – powiedziała z udawanym uśmiechem, po czym wróciła do prowadzenia lekcji.
            - No, no, no… - śmiał się Zack – Jeszcze trochę i przejdziesz do historii Ravenclawu jako Urodzona Buntowniczka.
            - Daj spokój. Nie powiesz mi chyba, że to co zrobiłam zasługuje na miano nieposłusznego. – powiedziałam unosząc jedną brew – To nawet nie zasługuje na odjęcie tych punktów, które dla niektórych są jak tlen…

Spiorunowałam spojrzeniem tyły głów Krukonów. Siedziałam bowiem w ostatniej ławce, a nikt nie odważył się odwrócić wzroku od Briggs.

Lekcja ciągnęła się w nieskończoność. Przysunęłam się do Zacka i oparłam głowę na jego ramieniu. Na ten widok James poruszył znacząco brwiami, patrząc na Zacka. Nie zwróciłam na to uwagi i Zack też to chyba zignorował, bo objął mnie ramieniem. Kiedy Briggs zauważyła nasze zainteresowanie lekcją, zainterweniowała:
 
            - Parker! Czy mógłbyś łaskawie zdjąć dłoń z biodra panny Turner i skupić się na treści, którą bezskutecznie próbuję nałożyć ci do głowy już od ponad sześć lat?!
            - To trzeba było zacząć uczyć, a nie nakładać, bo nakładać to można…
            - Szlaban! – wrzasnęła czerwona na twarzy Briggs – Wyjdź z klasy i skieruj się prosto do profesora Longbottoma!
            - Jak sobie pani życzy, pani profesor. – powiedział i pocałował mnie w policzek tak mocno, żeby cmoknięcie mogła dosłyszeć z lekka już pewnie przygłucha Briggs.

Zack opuścił demonstracyjnie klasę. Wielu uczniów płakało ze śmiechu. Nawet Krukoni byli rozbawieni. Wszystko przez żart Zacka. A Zack, jak Zack – od podtekstów erotycznych nie stronił.

Do końca lekcji zostało jeszcze piętnaście minut, więc postanowiłam komentować w myślach ubiór Briggs. Była średniego wzrostu, męskiej budowy ciała. Bordowe włosy z kilkucentymetrowymi siwymi odrostami dawały okropny efekt w połączeniu ze swetrem w pomarańczowo – zielone kropy. Mały zadarty nos, wystający podbródek i wybałuszone brązowe oczy nie czyniły jej urodziwą.

W końcu zadzwonił dzwonek. Napawałam się jego dźwiękiem, który kojarzył mi się z wolnością. Wyszłam na korytarz w towarzystwie Lindsay i Jamesa. Zack czekał na nas na ławce nieopodal klasy.

            - Muszę iść do Briggs zapytać się o szczegóły szlabanu. – powiedział rozbawiony Zack i zniknął za zakrętem.

W oddali majaczyła sylwetka Scorpiusa. Na jego widok Lindsay zapiszczała z radości i rzuciła się pędem w tamtą stronę. Zamknęłam oczy i pokręciłam głową ze zbolałą miną. Co za wstyd…
           
James oczywiście zanosił się ze śmiechu, ale widząc, że tylko mnie dołuje natychmiast przestał.

            - Głowa do góry, Chloe. – powiedział James i szturchnął mnie w ramię – Przecież nie będzie z nim chodzić wiecznie. On ma czternaście lat, a ona niedługo będzie szukała pracy.

Może i miał racje. Chyba nie warto było sobie zaprzątać myśli związkiem Lindsay. Mam nadzieję, że to nie potrwa długo…

            Z ulgą zakończyliśmy kilkugodzinną męczarnię. Siedziałam na błoniach z Jamesem i Zackiem wygrzewając się we wrześniowym słońcu. Lindsay za to spacerowała brzegiem jeziora ze Scorpiusem. W oddali widzieliśmy Albusa zręcznie popisującego się swoimi umiejętnościami w łapaniu znicza.

            - Czemu ty nie zostałeś szukającym? – zapytałam Jamesa – Przecież masz równie dobry refleks, co on.

James przewrócił oczami.

            - Odpowiem ci po raz setny – nie kręci mnie uganianie się w powietrzu za złotą kulką. Nie lubię quidditcha. – wyrecytował – Skup się lepiej na tym, że idziemy dzisiaj do Hogsmeade po Ognistą Whiskey. Robimy dzisiaj imprezę powitalną w Gryffindorze. A ty – powiedział z naciskiem – nocujesz w naszym dormitorium. Niech o tym Rita napisze…  

7 komentarzy:

  1. Zastanawia mnie jak to jest, że Skeeter nadal pracuje dla Proroka. Ogólnie fajny rozdział. Życzę weny.

    /Rose

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie samej to jest trochę niezrozumiałe, ale J.K. Rowling przecież napisała taki niby artykuł Rity Sceeter, w którym ta opisała Mistrzostwa Quidditcha, gdzie pojawił się Harry Potter, Ron Weasley, ich dzieci i reszta, więc wzorowałam się na tym :D

      No i dziękuję :*

      Usuń
  2. Nakładać to można czapkę na łeb! Jestem pewna, że właśnie to miał na myśli Zack, a to Chloe, bezbożniczka (doniczka XDDD) myślała o czymś innym. Swoją drogą sam Zack jest dla mnie najciekawszą postacią w opowiadaniu, w związku z czym mam nadzieję, że rozwiniesz jego wątek. Rozdział, jak zwykle z resztą udany. Czekam na kolejne i pozdrawiam Cię ciepło. :);*

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi sie bardzo podobalo, czekam na dalszy ciag, który pojawi sie niebawem mam przynajmniej nadzieję ;3

    OdpowiedzUsuń