James
czekał na mnie przy posągu jednookiej czarownicy. Kiedy mnie zobaczył,
uśmiechnął się i zmierzwił sobie włosy.
- Gdzie jest Zack? – zapytałam.
- Organizuje resztę,
czyli zaczyna sprowadzać ludzi do Pokoju Życzeń i zabezpiecza go przed
niepowołanymi osobami. – odpowiedział – A gdzie Lindsay?
- Ehh… nie pytaj. – powiedziałam i
machnęłam ręką. Poczym wkroczyłam do tunelu.
James zrobił to samo, ale po kilku
krokach zatrzymał się i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni peleryny Mapę
Huncwotów.
- Przysięgam uroczyście, że knuję
coś niedobrego… - szepnął.
Wnet
na pustym kawałku pergaminu zaczęły pojawiać się rysunki korytarzy i schodów
oraz nazwiska osób, które się tam znajdowały.
Szliśmy w ciszy. James co chwilę
zerkał na mapę. Jak zawsze wszystko miał pod kontrolą. Nigdy nie pozwalał sobie
na potknięcia.
„Pan
Idealny” – prychnęłam w myślach. W głębi serca podziwiałam jednak Jamesa za tę
jego perfekcyjność.
Po kilkunastu minutach drogi
znaleźliśmy się w piwnicy Miodowego Królestwa. James rzucił na nas Zaklęcie
Kameleona, którego nauczył się już pod koniec pierwszej klasy Hogwartu, bo od
zawsze ubolewał nad tym, że jego ojciec nie chce mu dać Peleryny Niewidki. Moim
zdaniem, powinien się i tak cieszyć, że otrzymał Mapę Huncwotów, która jest
niezastąpiona.
W cukierni nie było tłoczno. Najwięcej pieniędzy właściciele zbijają, kiedy uczniowie opuszczają Hogwart, aby raz na
jakiś czas udać się do Hogsmeade. Pod okiem nauczycieli oczywiście. Cóż,
niektórzy jednak mają swoje sposoby na wędrówki do magicznej wioski.
Wyszliśmy na drogę. Kręcili się tu
sporadycznie jacyś czarodzieje. Przeszliśmy kawałek i stanęliśmy przed gospodą
Pod Świńskim Łbem. James cofnął zaklęcie i pchnął drzwi.
W gospodzie unosił się nieprzyjemny
zapach stęchlizny zmieszany z dymem papierosowym i wydychanym przez tutejszych
gości alkoholem. Nie będę kłamać – czułam się tu mniej pewnie niż w Hogwarcie.
Nie, żebym się bała. Nie należę do lękliwych. Po prostu nie przepadałam za tym
miejscem.
James podszedł do barmana i poprosił
o pięćdziesiąt butelek Ognistej Whiskey. Oczy wyszły mi z orbit ze zdziwienia.
Taka sama mina zagościła na twarzy barmana. James chyba lekko przesadził.
Pięćdziesiąt butelek! Normalni ludzie piją tyle przez kilkanaście lat. Co prawda James
nie będzie pił tego sam, ale liczba i tak jest dla mnie wręcz niebotyczna!
Barman po krótkiej chwili bez słowa
odszedł na zaplecze, aby przynieść to, co zamówił James. W normalnej gospodzie
nikt nam by nie sprzedał alkoholu i to jeszcze w takiej ilości, ale ruch tutaj
był nieduży ze względu na przychodzących czasami dziwnych typów.
Do Hogwartu wróciliśmy szybko,
ponieważ James ciągle pośpieszał mnie mówiąc, że już na pewno wszyscy się
świetnie bawią. Ja jednak wątpiłam, żeby o osiemnastej wieczorem, ktoś zdążył
się należycie rozkręcić.
Obok Pokoju Życzeń kręcił się Zack.
Był w wyśmienitym nastroju. Uśmiechał się do siebie i coś nucił. Kiedy nas
zobaczył uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Nareszcie. Ile kupiliście? –
zapytał ochoczo.
- Pięćdziesiąt. – odpowiedział James i
też się uśmiechnął.
- Mam nadzieję, że wystarczy… -
powiedział z niepokojem w głosie Zack.
Pokręciłam
głową, na co on się zaśmiał i pociągnął za rękę. Weszliśmy do Pokoju Życzeń.
Musiałam przyznać, że Zack jest specjalistą od możliwości tego niesamowitego pomieszczenia. Pokój był przestronny. Pełno tu było stołów, krzeseł i kanap. Największy stół
był zaopatrzony w pięknie wyglądające i zapewne równie dobrze smakujące dania. Było
tu kilka cichych zakątków, specjalnie na poufne rozmowy. Wszędzie była cudowna czerwona poświata, a mgła, którą
pewnie Zack wyczarował dawała efekt jak z nocnych klubów, które pojawiły
się ostatnimi czasy na Pokątnej i Śmiertelnym Nokturnie.
Na jednej z kanap zobaczyłam Lindsay
gorąco obściskującą się z wyjątkowo dzisiaj nieprzykładanym Malfoy’em, który
pozwolił sobie na więcej niż obejmowanie Lindsay w talii. Widząc moje
zażenowanie Zack skierował się na odległą od nich kanapę i pociągnął mnie za
sobą. Po raz drugi dzisiaj objął mnie ramieniem. Ja nie protestowałam.
Siedzieliśmy tak przez chwilę, poczym Zack zmęczony milczeniem, zapytał:
- To jak ci się podoba? Może być?
- No coś ty! Jest genialnie! Oby
więcej imprez z w takich wnętrzach.
Zaśmiał
się i wstał, mówiąc, że idzie po coś do picia. Zgadywać nie trzeba było, że
wróci z dwoma szklankami Ognistej.
- To za co wypijemy? – zapytał
wręczając mi zimną od lodu szklankę.
- Za młodość! Za ostatni rok
lekkomyślnego traktowania życia!
- I za to, żebyś nie zaszła w ciążę!
- Czy ty coś mi sugerujesz?
- Ja? – zdziwił się – Nigdy w życiu!
Ale… wypadki chodzą po ludziach…
Siedzieliśmy
tak i żartowaliśmy. Wydawało mi się, że nic nie zepsuje tego wieczoru. Myliłam
się. Na środek parkietu wkroczyły Holly Bennett i Erin Scott. Poczułam się
jakby ktoś oblał mnie lodowatą wodą. Mój entuzjazm prysł jak bańka mydlana. W
jednej chwili zapragnęłam wyjść z imprezy jak najszybciej. Już nawet wstawałam
z kanapy, ale Zack złapał mnie za rękę i wyszeptał do ucha:
- Nie pozwól tym zdzirom zepsuć
sobie tej nocy…
- Jak je widzę, to mnie mdli. –
powiedziałam i próbowałam się wyrwać z uścisku Zacka, ale był silniejszy.
- Mnie też, ale nic ci przecież nie
robią – mówił.
- Robią.
- Co?
- Są – powiedziałam z goryczą.
I
wyrwałam się z objęć Zacka. Może nie byłabym taka zdenerwowana, ale po alkoholu moje
zmysły i wrażenia wyostrzyły się. Zaczęłam biec w stronę wyjścia, przepychając
się przez tłum. Byłam już przy drzwiach, ale Zack mnie zatrzymał i przyciągnął
do siebie.
- Nigdzie nie idziesz – szeptał,
zdyszany po biegu.
- Zrobię, co zechcę – syknęłam.
- Nie bądź śmieszna. Nie uwierzę ci,
jeśli powiesz, że zrezygnujesz z imprezy przez jakieś dwie lafiryndy.
Nie
było to pytanie, toteż na odpowiedź nie czekał. Przerzucił mnie sobie przez
plecy, pomimo moich protestów. Przeszedł przez parkiet i zaczął iść zupełnie
nieoświetloną jego częścią. Nie wiedziałam czego się spodziewać po Zacku. Niby
słodki i niewinny, ale ja wiem, że potrafi być bardziej nieprzewidywalny niż
James.
Zatrzymał się i postawił mnie na
podłodze. Wyczarowałam kilka kul światła, aby cokolwiek widzieć. Miejsce, w
którym byliśmy stanowiło część naszej speluny, ale było ciche i nikt oprócz
Zacka chyba nie wiedział o jego istnieniu. W dodatku tymczasowym…
Zack wskazał na kanapę, informując
mnie, że mam na niej usiąść. Sam usadowił się koło mnie i zaczął podśpiewywać
jakąś piosenkę. Najwyraźniej nie miał zamiaru mi wytłumaczyć, po co mnie tu
przyniósł. Po kilkunastu minutach wreszcie zauważył, że nie mam humoru. I tak
jest całkiem domyślny jak na faceta.
- Co mam zrobić, żeby ci wrócił
humor? – zapytał z dziecięcą bezsilnością w głosie – Nie ma tu Erin, ani Holly.
Czegóż jeszcze do szczęścia potrzeba?
Boże,
co za durne pytania. Kobiet się NIE PYTA! Dlaczego mężczyźni zawsze idą na
łatwiznę?
- Rozebrać się – powiedziałam
ironicznie.
- Może innym razem, Kochaniutka. –
powiedział i zmierzwił sobie włosy, uśmiechając się do siebie.
- Może nie będzie drugiej takiej
okazji…
- Myślę, że będzie takich jeszcze
wiele. Mamy z Jamesem zamiar robić takie imprezy kiedy tylko się da.
- Ambitny plan – powiedziałam
kończąc temat.
Nie
miałam siły rozmawiać o imprezach. Byłam zmęczona i jedyne czego chciałam, to
pójść spać. Właściwie, to sama siebie nie poznawałam. Denerwował mnie fakt, że
to początek roku, a ja mam tyle energii co Filch.
Podniosłam się z kanapy i zaczęłam
kierować się w stronę parkietu. Zack szedł za mną w ciszy. Na imprezie nadal
był tłum ludzi. Przy barze siedział James, a chyba z tuzin dziewczyn uwiesiło
się na nim i wpatrywało jak w obrazek. Pokręciłam głową. Wzięłam Zacka za rękę
i zaciągnęłam na środek parkietu. Moja energia i humor nagle wróciły. Nie wiem
ile tańczyłam z Zackiem, ale wiem, że kiedy skończyliśmy z ponad dwustu osób zostało dziesięć.
- Dobra koniec balangi! Do jutra! –
krzyknął Zack, który też już miał najprawdopodobniej dość i chciał iść spać.
Wyszliśmy
we trójkę z Pokoju Życzeń – Lindsay poszła już wcześniej ze Scorpiusem. Szliśmy
w ciszy nieoświetlonymi korytarzami Hogwartu, gdy nagle usłyszeliśmy szybko
zbliżające się czyjeś kroki. Znieruchomieliśmy. Chciałam rzucić na nas Zaklęcie
Kameleona, ale nie zdążyłam. Stanęła przed nami Virginia Gray. Jej zimne, szare
oczy były tak przenikliwe, że po plecach przebiegały ciarki.
- Czyli urządziliście sobie nocny
spacerek, tak?! – syknęła, a jej głos dzwonił mi w uszach.
- Tak, pani profesor. – powiedział
Zack – Jednakże w celach edukacyjnych.
Jego
wargi drgnęły, mimo tego, że z całych sił próbował powstrzymać śmiech.
- Nie bądź śmieszny, Parker! –
prychnęła – Macie u mnie szlaban! Wszyscy troje!
- Nie ma sprawy – odpowiedział jej
Zack, a James, nic nie mówiąc, opierał się o ścianę. Patrzył na Gray z
politowaniem.
- Wszyscy troje, ale każdy
oddzielnie – uśmiechnęła się złośliwie.
- Potter – Izba Pamięci, Parker –
Filch, a ty moja kochana… Nie ładnie tak włóczyć się w chłopcami po nocy. To
źle o tobie świadczy. Zakazany Las.
Wszyscy
troje jęknęliśmy, a ona napawając się tego dźwiękiem, oświadczyła:
- To jeszcze nie koniec. Potter – od
szóstej rano, do czternastej. Parker – od czternastej, do dwudziestej drugiej.
Turner – od dwudziestej drugiej, do szóstej rano. Noc z soboty na niedzielę.
Pytania?
Szlak
mnie trafiał na tę babę! Mam spędzić noc w Zakazanym Lesie. Do tego
najprawdopodobniej sama. Cudownie!
- A i owszem, pani profesor. –
powiedziałam i uśmiechnęłam się – Co pani robi o tak późnej porze na korytarzu?
- Pewnie wraca od Filcha. –
powiedział Zack, a wszyscy troje wybuchliśmy nieopanowanym śmiechem.
- Minus pięćdziesiąt punktów dla
Gryffindoru! – krzyknęła, ale ani Zacka, ani Jamesa to nie obchodziło. Szliśmy
po korytarzu, zataczając się ze śmiechu.
To był chyba najbardziej udany
pierwszy dzień roku szkolnego jaki miałam…
Świetne. Te opowiadanie różni się od ,,Huncwotów" tym, że piszesz je z większym luzem. Oczywiście oba są równie wspaniałe, ale każde ma inny styl, każde trzeba osobno oceniać.
OdpowiedzUsuń/Rose
Dziękuję ;*
OdpowiedzUsuńKurczę no! Nie mogę rozgryźć kto będzie "księciem" naszej głównej bohaterki, ale wolność słowa posiadam, w związku z czym, korzystam, wygłaszając wszem i wobec, że podejrzewam ją o stopniowe niezdecydowanie i pewne niejasności, w przyszłości.
OdpowiedzUsuńZack sprawił, że wolę to opowiadanie, od tego, w którym biorą udział huncwoci. To podejrzane w jaki sposób jedna postać potrafiła mnie przekonać do opowiadania. Dla porównania, James wydaje mi się mdły i bezbarwny, ale kto wie? Może przyjdzie mi kiedyś zmienić zdanie. ^^
Dzięki za szczerą opinię :* ^^
OdpowiedzUsuńDawaj dalej bo jestem ciekawa
OdpowiedzUsuń😀😀