sobota, 16 maja 2015

Rozdział 5. Szpiedzy.



O poranku wróciłam do pokoju. Lindsay i bliźniaczki już były na nogach. Nie zwróciły na mnie uwagi. Lindsay czesała włosy i w pośpiechu myła zęby, a Helen i Amelia wkładały książki do szkolnych toreb. 

            - Cześć, Lindsay. Za ile skończysz, bo chciałam już iść na śniadanie? – zapytałam jak gdyby nigdy nic.

Zdziwiła się i spojrzała na mnie zdezorientowanym wzrokiem. Trwało to kilka sekund. Następnie Lindsay przyjęła podobną do mnie taktykę. Udawała, że nic się nie stało. Przez cały dzień obie darzyłyśmy się serdecznymi uśmiechami i ciepłymi słowami. Czułam się tak sztucznie, że aż obrzydliwie. Nie mogłam jednak tego zaprzestać. To była część planu. Jak na razie wszystko szło jak po maśle. Nieświadoma niczego Lindsay tylko ułatwiła mi zadanie, gdy wieczorem zapytała:

            - Wiesz, nie chciałam cię dzisiaj o to pytać, ale bardzo mnie to gryzie – zaczęła – Co się wydarzyło między tobą, a chłopakami? Pokłóciliście się?

Czułam jak Lindsay waży każde wypowiadane słowo. Niemal słyszałam dudniące w jej piersi serce. W końcu zaraz miała się dowiedzieć czegoś bardzo istotnego.

            - Och, Lindsay! Szkoda gadać… - zaszlochałam.
            - Jak to szkoda? Musisz mi wszystko opowiedzieć, Chloe! Dlaczego się do siebie nie odzywacie?!

Połknęła haczyk. Widać było błyski podniecenia w jej oczach.

            - Nie, naprawdę nie ma czego opowiadać – pociągnęłam nosem – Musisz jednak wiedzieć, że tylko ty jesteś moją prawdziwą przyjaciółką! – wpadłam jej w ramiona – Tylko tobie ufam i tylko ciebie mam!
            - Och, Chloe! Co oni ci zrobili?! – zawahała się – Skrzywdzili cię?
            - Nie. Nie są aż takimi dupkami, ale kiedy indziej opowiem ci tę historię. Dzisiaj… nie mam już sił.
            - Dobrze, Chloe. Idź się już połóż, ja jeszcze mam parę spaw do załatwienia…

„Idź zdziro. Załatwiaj sobie i myśl, że ja nie wiem co masz na myśli…”



W tym samym czasie…

            - Zack, uważaj do cholery! – krzyknął James, gdy Zack potknął się o wiaderko w składziku Filcha – Zaraz nas wydasz i nici z całego planu.
            - Zamknij się lepiej, bo ktoś nas usłyszy – uciął Zack – Jak myślisz, udało jej się?
            - No pewnie, że jej się udało – powiedział James z nieudawaną pewnością w głosie.
            - To dlaczego…
            - Cierpliwości.

Stali tak jeszcze przez kilka minut, gdy w dziurce na klucz od zamka pojawiła się jasna poświata. W chwilę później stał już przed nimi patronus Chloe – wilk. Przemówił jej głosem:

            - Okej. Udało mi się okłamać Lindsay. Czekajcie, jak to się mówi? Śliwka wpadła w kompot?... Nieważne. W każdym razie wyszła z Wieży i daję głowę, że poszła na spotkanie ze swoimi nowymi psiapsiółkami. Wciąż trzymamy się planu. Do zobaczenia o północy.

James i Zack patrzyli jak wilk szybko rozpływa się w powietrzu.

            - Śliwka w kompot? – zdziwił się Zack.

            Wyszli na korytarz i James wyjął ze spodni Mapę Huncwotów. Usiedli na ławce i w spokoju obserwowali poruszającą się po mapie kropkę podpisaną „Lindsay White”. Po chwili zobaczyli kolejne kropki. Te były podpisane „Holly Bennett” oraz „Erin Scott”. Zaśmiali się cicho niskimi głosami.

            - Dobra, pora ruszyć tyłki – powiedział James i wyciągnął rękę do Zacka – Wstawaj, chłopie. Mamy podglądać trzy panie.
            - Wolałbym podglądać jedną, ale ładną i fajną – odpowiedział wstając. 

James uniósł jedną brew.

            - Masz na myśli kogoś konkretnego? – zapytał.
            - Być może, ale nie ma na to teraz czasu. Skoncentruj się na mapie.
            - No to się koncentruję…
            - Ale nie tak mocno, bo ci szwy w spodniach popękają – zaśmiał się Zack.

James mu zawtórował i zaczął śledzić ruchy kropek.

            - Gdzie one idą? – James zmarszczył brwi – O cholera…

James zauważył kolejną kropkę podpisaną „Virginia Gray”.

            - Wiej! – syknął i zaczął gonić po schodach w dół. Za nim podążał Zack.
            - Czemu Hogwart… musi być… jak obóz koncentracyjny?! – wydyszał Zack.
            - Nie gadaj, tylko biegnij. Nasze panienki są piętro niżej.

Po wyczerpującym biegu chłopcy zatrzymali się w lochach, niedaleko wejścia do dormitoriów Ślizgonów. Lindsay rozmawiała z Holly, Erin oraz Scorpiusem. 

- Nadal ci się chce podglądać nasze panienki? Bo mnie widok tego blondaska trochę odbiera apetyt… - szepnął Zack.
- Ale masz na myśli Lindsay, czy... – James nie dokończył, bo Zack głośno parsknął śmiechem, co zwróciło uwagę Erin.
- Słyszeliście? – zapytała.
- Co? – zapytali razem.
- Ktoś się śmiał…

Czekali w milczeniu, a James z Zackiem wstrzymywali oddechy, modląc się, żeby ich nie zauważyli.

            - Masz paranoję, wariatko! – syknęła Holly do Erin.

Rozmawiali bardzo cicho, więc Zack i James słyszeli tylko urywki.

            - …idzie lepiej niż przypuszczałam – cieszyła się Lindsay.
            - ... jesteś pewna? Ona i Potter nigdy się nie kłócili.
            - … problem z głowy.
            - … kolejna część planu?
            - …czarno magiczne zaklęcie, które…
            - ...ale już jutro?… No dobra.
            - Dobranoc!
 
Ostatnie zdanie Gryfoni usłyszeli bardzo wyraźnie i natychmiast ukryli się za pokaźnym posągiem. Nie usłyszeli zbyt wiele, ale zrozumieli tyle, żeby mieć poważne obawy. Sprawa okazała się o wiele poważniejsza niż przewidywali. Nie chodziło tu o zwykłą kłótnię. To było zakorzenione gdzieś bardzo głęboko. W grę, jak usłyszeli, wchodziła Czarna Magia, więc nie było żartów. Jeżeli Hufflepuff jest w konspiracji ze Ślizgonami, to w najbliższym czasie będą mogli się spodziewać nie tylko kłopotów, ale również jeszcze większego podziału Domów.

            Chłopcy bali się, że wsypie ich donośne bicie ich serc. Na całe szczęście Lindsay z koleżankami trwała w zbyt wielkiej euforii, żeby się rozglądać, czy nikogo nie ma. Kiedy sobie poszły, James i Zack odetchnęli z ulgą. Popędzili w stronę Pokoju Życzeń.



Po chwili…

            Ja nie mogę! Gdzie oni są?! O kurczę… a jeśli ktoś ich przyłapał?! Nie, nie… To niemożliwe. Ale ile można…

            - Do środka! – syknął ktoś z ciemności. 

Złapał mnie za ręce i popchnął do Pokoju Życzeń. Słyszałam szczęk zamykanych zamków, które kilka minut temu sobie „zażyczyłam”.
Osobą, która tak brutalnie wepchnęła mnie do środka na całe szczęście okazał się James. Zack ustawiał przy drzwiach różne rzeczy, aby nikt za nic w świecie nie mógł się tutaj dostać. Było to oczywiście bezsensowne, bo bardzo dobrze zabezpieczyłam Pokój przed nieproszonymi gośćmi.

            Usiedliśmy na ogromnym łóżku. Było na tyle duże, że swobodnie moglibyśmy się tam położyć we trójkę i każdy z nas miałby dużo miejsca, ale woleliśmy siedzieć. W tej pozycji chyba lepiej się myśli…

            - Co się dowiedzieliście? – zapytałam nie mogąc doczekać się usłyszenia ich opowieści.
            - Wolelibyśmy ci nie mówić… – powiedział James i zamknął oczy.

            Po wysłuchaniu ich historii każdy z moich zmysłów działał na pełnych obrotach. Umysł miałam rześki i z łatwością przetwarzałam wszystkie fakty, pomimo późnej pory. Siedziałam w milczeniu i analizowałam.

„Skoro działają we czwórkę mają już przewagę liczebną, co w naszym przypadku jest o wiele gorsze, bo bardzo istotne jest pozorowanie kłótni. Zamierzają przeciwko mnie stosować czarno magiczne zaklęcia, więc mogę to przypłacić zdrowiem. W Hogwarcie chyba mnie nie zabiją, chociaż pewności nie mam… Lindsay nienawidzi mnie z jakiegoś powodu. To jest główny fakt do ustalenia. Druga rzecz, którą muszę wiedzieć to, od kiedy jest w dobrych relacjach z Herin i czemu w ogóle w nich jest. Kolejną rzeczą do ustalenia jest działalność Malfoy’a w tym gównie. Co robi, co może zrobić, po co im jest potrzebny i do czego jest w stanie się posunąć… Czwartą rzeczą, której muszę się dowiedzieć jest liczba osób, które są lub będą przez nich zwerbowane. Boże, czuję się jak oficer służb specjalnych… Co musimy zrobić? Na pewno musimy sami zwerbować kilka osób. Znaczy… poprosić o pomoc. Póki co, do głowy przychodzą mi jedynie Dominique i Albus. Ale to już coś! I jeszcze jedna podstawowa rzecz: muszę chronić Zacka i Jamesa, aby nic im się nie stało, bo gdyby coś im zrobili… nie wybaczyłabym sobie tego do końca życia”

            Z rozmyślań wyrwał mnie głos Zacka:

            - Musimy opracować drugą część planu.
            - Tak… - zgodziłam się – Muszę się dowiedzieć o nich wszystkiego. 

Spojrzeli na mnie znacząco.

            - Co… a! Przepraszam. MUSIMY się dowiedzieć o nich wszystkiego.
            - Tak lepiej – uśmiechnął się James.
            - Trzeba się podzielić rolami – zarządziłam – Ja dezinformuję Lindsay. James, ty mógłbyś zrobić to samo z Malfoy’em. Myślałam o Dominique. Ona mogłaby być naszym jeńcem w ich oddziałach. Wiecie, co mam na myśli… Albus mógłby…
            - A ja to co? – zapytał Zack z obrażoną minął.

Spojrzałam na niego. Ujął mnie jego chłopięcy wygląd. Kiedy czegoś chciał wyglądał na słodkiego dziesięciolatka, któremu mama nie kupiła lizaka.

            - Ty masz ładnie wyglądać – mrugnęłam do niego.
            - Nie no… bez jaj. Naprawdę chcę coś robić.
            - Dobra, zaraz się zastanowię… Co do Albusa, to myślałam, że mógłby udawać mojego chłopaka i…
            - Nie! – krzyknęli jednocześnie.
            - Czemu nie? – zrobiłam naburmuszoną minę.
            - Nie… po prostu nie – powiedział James – Już wolę, żeby to Zack udawał twojego przydupa… znaczy chłopaka – uśmiechnął się słodko do Zacka.
            - Przecież niedawno jej powiedziałam, że się z wami pokłóciłam.
            - To powiesz mu, że Zack cię przeprosił i przy okazji wytłumaczysz się dlaczego tak późno wróciłaś do pokoju.
            - A jeśli Zack by nie…
            - Ja bym chciał – przerwał mi Zack – Jak dla mnie, to nie ma najmniejszego problemu…
            - Czyli ustalone – uśmiechnął się James – Wy jesteście parą, ty coś tam zmyślasz Lindsay, ja zmyślam Malfoy’owi, Dominique wyślemy na przeszpiegi w ich szeregach, a Albus mógłby… na razie możemy go wtajemniczyć, a jeśli będzie potrzebny, to się na coś przyda.
            - Czyli ustalone – odpowiedziałam uśmiechem.
            - A ja, jako jej chłopak mam ją osłaniać, tak? – zapytał Zack.
            - Tak, Romeo. Masz mnie osłaniać – odpowiedziałam.

Bez problemu wróciłam do Wieży Ravenclawu. Lindsay czekała na mnie w Pokoju Wspólnym. Siedziała na kanapie i czytała jakąś książkę, kiedy mnie zobaczyła, schowała ją natychmiast do swojej torby.

- Chloe! Gdzieś ty się podziewała?! – krzyknęła i podbiegła do mnie.
- Byłam w łazience i spotkałam po drodze Zacka. Wszystko sobie wytłumaczyliśmy i… jesteśmy razem.

Lindsay oczy wyszły z orbit. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewała, ja zresztą też nie.

            - Znaczy… my jesteśmy razem, ale nie do końca. Wciąż mu nie ufam, ale nie chcę, żeby łaził za mną i mnie męczył, dlatego dałam mu przysłowiową „szansę”.
            - Och, no dobrze… Chodźmy już do sypialni. Jestem wykończona…

4 komentarze:

  1. Świetne. Mam nadzieje, że historia z Lindsay jakoś się rozwinie, jakiś poważny spisek czy coś, i wyjaśni, powód tej nienawiści, czarna magia. Czekam na kolejny rozdział.
    Twoja wierna czytelniczka:
    Rose

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz to już nawet nie wiem, który z twoich blogów lubię bardziej x3
    Dzięki Tobie zaczęłam pisać własną historię :)
    Czekam na dalszy rozwój wydarzeń.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej przeczytałam dzisiaj twojego bloga i jest świetny :D Czekam na dalsze wpisy, które mam nadzieję, że niedługo się pojawią. :) Mam nadzieje także, że będziesz kontynuować swojego bloga o huncwotach, ponieważ tamten jest tak samo świetny jak ten, chociaż ma inny charakter. Ta sama Ania :)

    OdpowiedzUsuń
  4. hej ten blog jest świetny czekam na dalszy ciag .... /Zuzia

    OdpowiedzUsuń