- Nie ma mowy! – Krzyknęłam.
- Och, jesteś w Ravenclawie! Nie
udawaj Gryfonki!
- To że jestem w Ravenclawie nie
oznacza, że mam zachowywać się jak nieporadna niemota!
-
Idziemy do McGonagall!
-
To nie jest powód do niepokojenia dyrekcji!
-
Skoro rzucanie przez uczniów Zaklęć Niewybaczalnych nie jest powodem, to co nim
jest?!
-
Coś poważnego, James.
-
Mam cię zgwałcić, żebyś miała poważny powód?!
Zamilkłam
na ułamek sekundy, a w mojej głowie pojawił się obraz wczorajszej rozmowy z
Zackiem. On też musiał zwrócić uwagę na słowa niczego nie świadomego Jamesa, bo
poruszył się niespokojnie.
- Nigdzie nie idę! – Powtórzyłam.
- Owszem. Idziesz. – Najeżył się
James, a nie mogąc znieść mojego oślego uporu zwrócił się do Zacka – Powiedz
jej coś…
- Chloe… Wydaje mi się, że użycie
wobec ciebie Cruciatusa jest wystarczającym powodem, by wywalić Lindsay z
Hogwartu. Pójdź z nami do McGonagall. To rozsądna dyrektorka i na pewno…
- Nawet moja matka tak mi nie
matkuje – warknęłam do Zacka, ale po chwili tego pożałowałam.
Zack jest bardzo
wrażliwą osobą, a po zajściach wczorajszego wieczora stoi na skraju
wytrzymałości. Każde słowo kierowane do niego powinno być najpierw przemyślane,
a ja tak po prostu powiedziałam mu, żeby się zamknął.
- Chloe… - Zaczął James.
- Powtórzę ci po raz kolejny. Nie.
Pójdę. Do. DYREKTORKI!!!
- Dlaczego?!
- Bo oni tylko na to czekają!
- A czy ty jakbyś rzuciła na kogoś
Zaklęcie Niewybaczalne, to byś czekała aż ktoś o tym doniesie?!
- Nie rozważam takiej perspektywy,
bo ja nigdy bym tego nie zrobiła!
James
pokręcił głową ze zbolałą miną. W międzyczasie odchrząknęłam, bo od krzyku
dostałam chrypy.
- Więc co twoim zdaniem powinniśmy
zrobić? – Zapytał James.
- Nic. Udawać, że wszystko jest jak
dawniej i…
- Aha, czyli teraz wrócisz do
swojego pokoju i padniesz Lindsay w ramiona, a od jutra z powrotem będziecie
najlepszymi przyjaciółkami? – Przerwał mi James głosem przesyconym ironią.
- Daj mi skończyć. – Upomniałam go.
– Nie mam zamiaru przyjaźnić się z Lindsay. Będę ją traktować… jak powietrze!
Ludzie zauważą, że się pokłóciłyśmy i nic poza tym. Co więcej, ich banda…
musimy wymyślić im jakąś nazwę… znacznie
się wyluzuje, gdy tylko zobaczą, że na nich nie donosimy. Pokażemy im dzięki
temu, że sami możemy sobie poradzić z takimi… osobami, a jednocześnie uśpimy
ich czujność.
Po skończeniu wypowiedzi czekałam w
napięciu na reakcję chłopaków. James patrzył w skupieniu gdzieś w odległy punkt
pokoju, a Zack nerwowo bawił się rogiem śnieżnobiałej pościeli. W końcu odezwał
się skołowany James:
- Zack, co o tym myślisz? Mnie się
wydaje, że to jest chore, ale ma pewien popieprzony sens.
- Jestem w stanie go ostatecznie
zaakceptować, ale pod jednym warunkiem…
- Słucham.
- Pod żadnym pozorem nie zgadzam
się, abyś nadal mieszkała w swoim dormitorium.
- To niby gdzie twoim zdaniem mam
spać? – Zapytałam siląc się na cierpliwość, ale takie bezsensowne układy
naprawdę źle działały na moje zszargane nerwy.
- Tutaj – rzucił, jakby to było
nadzwyczaj oczywiste.
- I wy uważacie, że moje pomysły są
chore, a ten jest okej, tak?!
- Owszem, tak właśnie uważamy. – Powiedział
James, stając w obronie Zacka.
- Oczywiście! Bo to przecież nic
dziwnego, że Krukonka wychodzi z męskiego dormitorium Gryffindoru i nikogo też
nie dziwi, że nie pojawia się w swojej wieży! Nie no, normalka!
- Możesz przecież nosić pelerynę –
niewidkę, albo rzucać Zaklęcie Kameleona… - Powiedział James wyraźnie zmęczony
dyskusją.
- Oprócz Lindsay mieszkam jeszcze z
bliźniaczkami!
- Które nieustannie ryją nosami po
książkach – zadrwił. – Daruj sobie te wymówki. Bliźniaczki… Jak im tam? Foster?
Mniejsza… One nic nie zauważą, a nawet jeśli, to i tak nikomu nie powiedzą.
- Okej, załóżmy, że się nie mylisz –
westchnęłam. – W takim razie gdzie mam, do cholery, spać?
- I tutaj jest mały problem. – uśmiechnął
się krzywo James – Nie wiem, czy ci się spodoba, ale od dzisiaj śpisz z
Zackiem.
Po rozmowie z chłopakami położyłam
się w łóżku Jamesa, ponieważ on poszedł do Izby Pamięci, by odbębnić szlaban
zadany mu przez Gray. Zacka czekało pomaganie Filchowi od czternastej do
dwudziestej drugiej. Z kolei mnie kochana pani profesor zadała bliżej
nieokreślone prace w Zakazanym Lesie od dwudziestej drugiej do szóstej rano.
Z taką właśnie pesymistyczną myślą
obudziłam się następnego dnia. Przetarłam oczy i usiadłam na łóżku. Drzwi do
łazienki były otwarte, a w środku stał Zack, goląc się.
- Wydaje mi się, że twoja delikatna
buźka nie nadaje się jeszcze do tak ostrej żyletki – zaśmiałam się.
- Jak się zatnę, to będziesz
zlizywać krew.
- Okej. Będę się modlić, żebyś golił
tylko swój dziewiczy wąsik.
- Jesteś niemożliwa – powiedział
wciąż patrząc w lustro.
- Podasz mi ubrania?
- Sama nie możesz ich wziąć?
- Jestem w samej bieliźnie!
- Ja też!
- Zack…
- Przestań jęczeć. Co będę miał jak
ci je podam?
- Ee… będziesz mógł mi uprać te
brudne?
- Tak! Zawsze o tym marzyłem! – Krzyknął
sarkastycznie. – Dobra, masz i daj mi spokój.
Zack
wyszedł z łazienki, poczym rzucił mi czyste ubrania na łóżko.
- Dziękuję! – Krzyknęłam za nim, gdy
zamykał drzwi.
- Czekam na rekompensatę – mrugnął,
wychylając głowę z łazienki.
Pospiesznie się ubrałam i
uprzątnęłam cokolwiek. Mieszkanie z chłopakami zapowiadało się naprawę
obrzydliwie. Skoro taki syf mają jedni z przystojniejszych chłopców w szkole,
to co mają pozostali?
- Okej, jest ósma. – Poinformował
mnie Zack wychodząc z łazienki – Idziemy na śniadanie.
- Ja też muszę iść do łazienki.
- Ty? Po co? – zdziwił się – Nie
możesz użyć tych buzujących, magicznych hormonów i zamienić się w ładną?
- Po pierwsze, to tak nie działa. Po
drugie, cham.
Po śniadaniu siedziałam z Zackiem w
Pokoju Życzeń. Zawsze gdy przychodziliśmy tutaj, aby porozmawiać na osobności –
niekoniecznie o ważnych rzeczach – Pokój Życzeń przybierał wygląd czegoś na
kształt sypialni.
Pośrodku stało wielkie, okrągłe białe
łoże, na którym pełno było poduszek. To tyle. Pokój oświetlany był kulami
wyczarowywanymi przez nas zawsze, gdy tu przychodziliśmy. Dzięki temu w
pomieszczeniu panował półmrok.
- Czuję się jakby była noc –
przyznałam. – Za każdym razem, gdy tu jesteśmy. Niezależnie od godziny.
Leżałam
na wznak patrząc w sufit. Widziałam kątem oka, że Zack uważnie mi się
przygląda. Tak jakby chciał mnie zrekonstruować w razie, gdyby ktoś mnie zabił
i poćwiartował.
- O czy myślisz? – Zapytał Zack z
nieprzenikniony wyrazem twarzy.
- Myślę o tym, że przez tę całą sytuację
zaczyna mi siadać psychika – odpowiedziałam przykładając dłoń do czoła.
- Potrzebujesz spokoju.
Ujął
moją dłoń, a w jego oczach dostrzegłam troskę. Mimo że się uśmiechał, jego oczy
wciąż pozostawały smutne, przygaszone.
- Nie lubię spokoju – odrzekłam
siadając i jednocześnie zabierając swoją dłoń w rąk Zacka. – Lubię imprezy.
Chcę jakąś zorganizować.
Ze
zdumienia zamrugał oczami. Ale po chwili na jego twarzy znowu zagościł ten sam
troskliwy uśmiech.
- Tobie naprawdę siada psychika,
Chloe – powiedział i ponownie pochwycił moją dłoń.
A ja ją ponownie zabrałam.
- Potrzebuję rozrywki, Zack. Zrób to
dla mnie proszę…
Usiadłam
na nim tak, że moje nogi znajdowały się obok jego bioder. Zarzuciłam mu ręce na
szyję. Wydawał się speszony i zarumienił się. Zignorowałam to.
- Zack… - prosiłam go.
Przytulałam
się do niego, obiecałam, że będę na siebie uważać, pozwolę się pilnować, nie
będę go odstępowała choćby na krok, że będę go słuchała, że będę jego grzeczną
dziewczynką, że…
- Będziesz moją grzeczną
dziewczynką? – Zamruczał mi do ucha, delikatnie je całując.
- Nie, Zack! – zaszlochałam i z
powrotem opadłam na łóżko - Ja chcę się uchlać! Ja po prostu chcę poczuć jak
Ognista Whiskey pali mi gardło, a następnego dnia delektować się tępym bólem
kaca! Pozwól mi…
- Posłuchaj, Chloe – pociągnął mnie
za ręce, posadził naprzeciwko siebie i ujął twarz w dłonie. – Nie zaczniesz
przez to pić…
- Zack, ja nie mam depresji! – Przerwałam
mu i go odepchnęłam. – Ja chcę tylko na chwilę zapomnieć, że najlepsza
przyjaciółka mnie zdradziła!
Nie
wytrzymałam. Wybuchłam płaczem.
Zack w jednej chwili przytulił mnie
do siebie i zaczął powtarzać, że wszystko będzie dobrze. Kiedy się uspokoiłam i
znowu przed nim usiadłam zauważyłam, że ma na szacie mokrą od łez plamę.
- Przepraszam – szepnęłam i
pociągnęłam nosem.
Uśmiechnął
się troskliwie.
- Nie przepraszaj. To nic. – Po raz
trzeci dzisiaj ujął moją dłoń – Proszę, nie zabieraj jej tym razem. – Skinęłam
głową. – Nie będę przeciągał, bo za chwilę powinienem iść do Filcha, ale muszę
ci coś teraz powiedzieć. Pamiętaj, zawsze możesz na mnie liczyć. Nigdy cię nie
wyśmieję. Nigdy na ciebie nie doniosę. Uwierz, że rozumiem cię jak nikt inny.
Chcę dla ciebie jak najlepiej. Jeśli naprawdę potrzebujesz rozrywki, to
urządzimy tę imprezę. Nie istnieje rzecz, której bym dla ciebie nie zrobił.
Musisz mi jednak obiecać, że będziesz mi mówić o wszystkim i przysięgnij, że
nie narazisz się na niebezpieczeństwo. Nigdy.
Gdy
skończył mówić westchnął i zapytał:
- Obiecujesz?
- Zack...
- Obiecujesz? – powtórzył z nieco
większym naciskiem.
Westchnęłam.
- Tak, Zack. Obiecuję.
Jeszcze
raz jego oblicze wypełniło się nieprzemierzoną troską. Wstał z łóżka i nachylił
się, by pocałować mnie w czoło.
- Moja grzeczna dziewczynka.